środa, 30 listopada 2011

Rozdział V

Jego mieszkanie było piękne. Oczy napawały się tym widokiem cały czas, nie chciałam przestać krążyć po pokojach. Podłogi były ciemno brazowe, lśniły niesamowicie-widac ze mało uzytkowane lokum. Kuchnia! Ogromna! Biało czerwona! Z blatem do Gotowania na srdku pomieszczenia. Cos niesamowitego. Wszedzie lampy.Mnóstwo zwisających błyszczących kieliszków. Do szampana, do wina, do rumu, do wódki i do drinków. Coś wspaniałego. Lodówkaa! Wielka! Czarna z ekranem. Podeszłam do niej i moim oczom ukazała się moja twarz z rozmazanym tuszem.
-Aaaaaaa! Boze, jak ja wygladam!-wykrzyknęłam przerażona.
-Oj daj spokój, wygladasz ślicznie. To tylko tusz-odparł spokojnie.
-co Ty wygadujesz, spójrz jak ja wyglądam, gdzie jest łazienka.
-czarne drzwi ze wzorem motyla bez jednego skrzydła-dodał
-eeeeeee, szalony jestes.
-wiem, lec już ja zrobie cos do picia.
Nacisnęłam klamkę bardzo delikatnie, tak jakbym bała się ze zaraz coś z tego pomieszczenia wyskoczy. Weszam i mnie zamurowało . Zaniemówiłam, telefon wypadł mi z reki. Przede mną w podłodze była wanna-nie mogłam w to uwierzyć. W podłodze! Coś niesamowitego! Kolor łazienki był przepiekny, miodowe płytki. A na niektórych wzory kwiatowe, nie takie zwykłe kwiaty tylko takie „greźdu greźdu”. Okno było jedno, malutkie. Na nim stały świece zapachowe-waniliowe-moje ulubione. Lustro. Ogromne.! Piekne. Przyozdabiane złotymi motywami, ale c o to za motywy? Nie mam pojęcia, nie mogłam tego rozszyfrować, coś było napisane na nim białym kolorem, czy może wypalone ale nie umiałam Hiszpańskiego. Piekny biały zlew, obok wc a dalej kabina prysznicowa z hydro-masażem. Niesamowite! Dywaniki złoto-miodowe tak delikatne w dotyku, ze można się w nie wtopic. Białe reczniki na czarnej dla odmiany szafce sięgającej aż pod sam sufit. Na 3 półkach od dołu lezały reczniki, na 4 mydło zapachowe- kokosowe, niestety nie lubie kokosów, na 5 były świece które wieczorem o zmroku dają niesamowity blak-tak przypuszczam a na ostatniej, no właśnie , co było na ostatniej-nie mam pojecia, zbyt wysoko. Mimo ze mam 176 to i tak nie dałam rady tego zauważyć.
Gdy tak rozgladałam się do okoła i podziwiałam zapomniałam poprawi makijarz. Wyszłam z łazienki nic nie poprawiając się.
-ŁO. Byłaś w tej łazience czy nie?
-pewnie ze byłam, dlacego pytasz.?
-nie ruszaj się-Adam poszdł do łazienki, i przyniósł ze sobą mokra husteczkę dla niemowlat o zapachu konwalii-jak ja kocham ten zapach.
-co ty wyprawiasz?- odparłam ze złością
-weź się nie ruszaj, proszę cie.-dodał zdenerwowanym głosem
Podszedł do mnie tak blisko ze mogłam pocuć jego cudowny zapach, ujał moją twarz w swoje dłonie, popatrzył na mnie i delikatnie wytarl mi rozmazany tusz. Patrzylismy na siebie jak dwoje zakochanych ludzi. W pewnej chwili poczułam jak zbliza swoje usta do moich ust.Przyciągnął mnie bliżej siebie i musną wargami moje wargi. Przeszedł mnie dreszcz. Odsunął głowe by sprawdzić moja reakcje, lecz ja nadal miałam zamknięte powieki Tym razem intensywniej poczułam jego zapach, jego dłonie delikatnie błądziły mi po plecach. Jedna zatapiała się w moich włosach tworząc w nich nieopisany harmider. Podobało mi się to. Oparł mnie o blat stołu i zaczął delikatnie muskać moje usta. Robił to z niewiarygodną precyzja. Okazywał przy tym wiele uczucia i zaangażowania którego dawno nie doświadczyłam. Nasz pocałunek przeszedł w bardziej namiętny i spontaniczny. Jego dłonie coraz to szybciej biegały po moich plecach i ramionach. Czułam jak mnie delikatnie dociska do siebie. Lubie to coraz bardziej. Nasze oddechy przyspieszyły. Moja klatka piersiowa unosiła się to w góre to w dół. Było to bardzo delikatne ale niby i dynamiczne i pełne erotyzmu. W pewnej chwili zorientowałam się ze siedze już na stole, ocknęłam się i zrozumiałam co się dzieje. Przecież…. O matko! Ci ja wyprawiam. Przyjechałam tu za facetem którego kocham, chyba, tak mi się wydawało do teraz, a co ja wyprawiam.
-przestan, co my wyprawiamy Adam!-krzyknęłam odpychajc go
-przepraszam Cie, nie powinienem-odparł skruszony
-tak, nie powinieneś-zeskoczyłam ze stołu strącając przy tym nasze drinki.
-przepraszam.-odrzełam i udałam się do pokoju do którego zaniósł moje bagaże.
Łóżko stało na środku, na nim leżała piękna czarna sukienka z odkrytymi plecami i wiązana na szyję. Cudowna.  Miała doczepioną lśniącą broszkę która pieknie kąponowała się z wysokimi szpilkami i białą torebka. Rozejrzałam się do okoła, nie było nigdzie mojej torby. Zajrzałam do szafy! A tam pełno ubrań, coś tu nie gra, skąd one…. Podeszłam do lusterka i komudki przy którym można robić makijarz a moim oczom ukazały się przerozmaite kosmetyki, coś wspaniałego. Skad tu tyle rzeczy, przecież on tu nie mieszka. Nie potrafiłam tego zrozumiec.Znalazłam swoje rzeczy, przebrałam spodnie i wyszłam trzaskając drzwiami. Nie wiedziałam gdzie mam iść, łzy same cisnęły mi się do oczu. Co ja norobiłam, jak mogłam się tak zachowac, przecież ja go poznałam parenaście godzin temu, zachowałam się jak napalona nastolatka. Weszłam do windy i zjechałam na parter. Roztrzesiona wybiegłam na ulice. Wszedzie samochowy, ludzie i nieznajome miejsca. Szłam a  w oddali znikał wielki budynek w którym zostawiła wszytsko. Zabrałam ze sobą portfel ale tylko tyle, na gorze został  mój telefon. Boze! Telefon! A jak się zgubie? Mogłam chociaż zabrać ze sobą adres Maćka i Dagmary-o ile oni razem mieszkają. Uciekłam, jej jak ja się zachowałam. Przecież sama chciałam tego, przeciez sama do niego lgnęłam. To było podłe. Dopiero teraz zrozumiałam ze nie pamiętam gdzie on mieszka, gdzie jest to mieszkanie, Byłam już wystarczająco daleko aby zapomnieć i stracić wieżowiec z oczu.
-cholera jasna! Co ja mam teraz robic?-odparłam ze złością na środku ulicy
Ludzie popatrzyli na mnie ze ździwieniem i szli dalej, omijali mnie dziwnym łukiem. Przecież mnie nie rozumieli, no właśnie nie rozumieli. A może ktoś by chciał mnie zrozumieć? Obejrzałam się za siebie i spostrzegłam jakiegoś zaniedbanego „dziadka” który dreptał już dłuższy czas za mna. Troche się wystraszyłam, ale przecież ludzie chodza za sobą bo może chcą dojść w to samo miejsce?
-jesteś zbyt przewrazliwiona Anka-odparłam do siebie
Jakiś chłopak, może miał z 19 lat zaczepił mnie rowerem za rekaw mojej koszuli-porwała się. Młodzieniec nawet nie zatrzymał się. Ale to nic prawda? W Polsce też tak jest, przynajmniej niktórzy tacy są. Ale co ja będę narzekac, jest świetnia. Nie znam tu nikogo, ludzie na mnie dziwnie patrza, no tak, mam rozczochrane włosy po naszym namiętnym i szalenie delikatnym pocałunku no i porwany rekaw od koszuli. Moim oczom ukazał się szyld z polskim napisem „U kaczora”. Pomyslałam ze zajrze tam, co mi szkodzi. Otworzyłam drzwi i moje nozdrza poczuły jakis dziwny zapach. Powinien mnie odrzucić ale nie… zaciekawił mnie. Było to pomieszanie czosnku, cebuli i…chyba to był parmezan z cynamonem. Dziwne połączenie. Weszłam dalej. Wszystkie stoliki były zajęte tylko dwa krzesełka przy barze były wolne. Udałam się do lady pewnym krokiem stukając obcasami o śliską posadzwkę. Oczy mężczyzn automatycznie były zwrócone ku mojej sylwetce. Co chwila słyszałam pomrukiwania i gwizdy, nie zwracałam już na to uwagi. Usiadłam i zamówiłam 3 kieliszki czystej z lodem. Barman spojrzał na mnie bardzo udziwniony.
-może zyczy sobie Pani do tego jakąś przekąskę? Dziś serwujemy szarlotkę.-zapytał uprzejmie.
-nie dziękuję, jestem na diecie.-rzuciałam oschle
-Pani? Po co, wyglada pani rewelacyjnie-dodał z rumieńcem n twarzy
-daruj sobie młodzieńcze i czyń swoją powinność-dodtałam patrzac na niego wzrokiem zabójcy.
Chłopak o imieniu Damian, tak mił napisane na plakietce od razu zabrał się do nalewania mi alkoholu. Szło mu to bardzo sprawnie. Napisał coś jeszcze na husteczce, podał mi trunki i wyszedł na zaplecze. Przeczytałam wiadomośc od niego, było tam napisane małymi literami „Przepraszam, nie chciałem.wydawała mi się Pani na smutna wiec chciałem jakoś podtrzymać na duchu.”. wtedy zrobiło mi się go zal. Przecież on chciał dobrze. Gdy tak siedziałam i piłam podane mi alkohole dosiadł się jakis przystojny mężczyzna. Nawet na mnie nie spojrzał, pewnie żonaty. Z zaplecza wyszedł Damian, popatrzył na mnie a ja delikatnie uśmiechnęłam się do niego po czym on zrobił się delikatnie czerowniutki. To był bardzo miły widok.  Zapytał nowo przybyłego mężczyznę czy coś sobie zyczy.
-tak, proszę kieliszek czystej. To wszytsko, dziękuje.-odparł bardzo niegrzecznie.
Młodzieniec speszył się, rece zaczeły mu się trząść, nie wiedziałam co mu jest. Wyjełam z torebki długopis i na husteczce napisałam mu czy nie ma ochoty wyjść wczesniej z pracy i zaprosić się na kawe. Podałam mu ja po czym wyszłam na ogródek. Po chwili przez okno zauważyłam jak młodzieniec rozmawia z mężczyzną na barze. Starszy pan pokiwał głowa a chłopak rozpromienił się. Czekając na niego, oberwowałąm ludzi na drodze. Wszyscy gdzieś się śpieszyli, trabili, gdzieś biegli, coś krzyczeli. Dziwny kraj, zbyt szybki i dynamiczny, brak tu spokoju. Zamysliłam się, próbowałam sobie przypomnieć jak ja szłam, która drogą i co charakterystycznego mijałam, przecież musze jakoś wrócić do mieszkania i przeprosić Adama. Nagle poczułam mocne szarpnięcie. To Damian zaszedł mnie od tyłu i przez przypadek szarpnął mną mocniej.
-Ała! Co to było!-krzyknełam.
-znów przepraszam, chciałem zrobić Ci niespodzianke, niezdara ze mnie.
-nic się nie stało, chodźmy stąd dobrze? –zapytałam
-tak oczywiście, nie ma problemu. Dlaczego chciałaś się ze mna zobaczyć?
-Chciałam Cię przeprosić, zachowałam się bardzo niestosownie. Wybacz mi. –odpowiedziałam mu
-nic nie szkodzi.-odparł ze spokojem.

wtorek, 29 listopada 2011

Rozdział IV

Dojechalismy. Moim oczom ukazał się piękny wiezowiec. Pokryty  jasno zielonym tynkiem i białymi wzorkami. Jak na moje oko budynek miał ok. 14 pięter. Ogromny, przerażająca wysokość. Patrzyłam w górę jak małe dziecko oczekujące na deszcz gum balonowych z nieba. Mrużąc oczy oparłam się o murek który był blisko. Usiadłam na nim w swoich Czarnych rurkach które po chwili były brudne bo nie zauważyłam,że usiadłam na błotku które małe dzieci zostawiły. Byłam wściekła. Ale co mi tam, to tylko ubranie.-przebiorę się później.
-Yyyy. Na którym piętrze mieszkasz? Błagam tylko nie mów ze na ostatnim.-zapytałam z przerażeniem
-Hmmm, jak by Ci to powiedzieć. Tak, niestety tak. Chociaz ja uwielbiam swoje mieszkanie. Sa tam piękne widoki, zresztą sama zobaczysz. –odparł ze spokojem w głosie
-no pięknie, będziesz mnie musiał wnieść na samą góre.-wykrzyknełam mu prosto w twarz
-Kochana koleżanko, a czy Ty wiesz co to są windy? –zadał mi to pytanie , po czym zabrał od taksówkarza który nadal stał bagaże, zapłacił mu ok. 40euro po czym uśmiechną się do mnie i wskazał mi drzwi.
Spaliłam wielkiego buraka. Moje rumience były większe od cytryny. Ah. Wstyd.
-panie przodem-odparł ze śmiechem
-No tak oczywiście najlepiej mnie puścić przodem i gapić mi się na mój brudny tyłek-odrzekłam ze złościa
- ani mi się sni, mam lepsze widoki, np. instrukcja korzystania z windy-jego śmiech był nie do opisania
-dobra weź już skończ-dodałam po czym nacisnęłam guzik ze strzałką w dół.
Winda zaraz miała zjechac na parter. Gdy tak czekaliśmy mmilczałam cały czas bacznie obserwując co znajduje się do okoła mnie . Zastanawiałam się dlaczego nie zaszliśmy do recepcji, dlaczego nie pojawił się aby dostac klucz. Ale zostawiłam to na potem.Wina zjechała, otworzyły się drzwi  a moim oczom ukazała się piekna blondynka w skapej sukience ledwie zasłaniającej jej tyłek. Była piękna. Blond loki opadały je swobodnie na ramione które były okryte czarnym szalem. Sukienka, czy może raczej tunika idealnie zdobiła jej piękne kształty, wcale ich nie ukrywała. Jak na mnie to zbyt wyzywajacy strój. Miała piekne zielone oczy, rzesy wytuszowane niesamowita ilością tuszu. Błyszczyk i róz. Jak na mój gust, przesada ale to jej wybór jak wyglada. Myslałam ze minie nas bez słowa, ale powiedziała tylko krótkie „cześć Adam” i puściła do niego oczko. On oczywiście odpowiedział grzecznie ale nie odwzajemnił jej tego gestu. W duchu ucieszyłam się, ale dlaczego. Przeciez mógł to zrobic, mi nic do tego. Tylko go lubie. Blondi poszła a my weszliśmy do oszklonej windy która miała nas dowieźć do celu. Uf. Jakże było gorąco. Moja plamka na spodniach wcale nie znikała, a miałam wielka nadzieje ze tak się stanie. No ale cóż. Stalismy w windzie w milczeniu. Co chwile tylko zerkając na siebie. Aż w końcu pekłam.
-kto to był? Kim była ta seksowna panna?-rzuciłam niespokojnie
-hahah, miałem nadzieje ze o to zapytasz. Sąsiadka z naprzeciwka. Ola, Polka. Przyjechała tu za praca, tak jak wszyscy tu w tym bloku jest z Polski.
-aha, Jest bardzo ładna.
-owszem, jest. Ale to nie mój typ-dodał i się zmieszał.
-a jaki jest Twój typ?-zapytałam z zaciekawieniem
-hmmmmm,a to już moja tajemnica. –zarumienił się i wyszedł z windy i uał się w kirunku czerwonych drzwi. A ja za nim. Moje szpilki głosno stukały a faceci którzy nas mijali ogladali się za mna i na siebie wpadali. No cóż, co ja na to poradze. Zastanawiało mnie dlaczego tylko jego drzwi SA inne.  Każdy ma czarne a On ma czerwone i to w dodatku z wielką zielona klamką. Dziwne, ale i bardzo tajemnice. Niby taki zwykły facet, ułożony i kulturalny  a tu takie zaskoczenie. Az zaczynam się bać co będzie w srodku. Adam wyjął klucze w kolorze błękitu, przyłożył do zamka i siup, przekręcił nimi dwa razy na gorze i na dole popchał drzwi i moim oczom ukazały się niesamowite widoki.

poniedziałek, 28 listopada 2011

Rozdział III

„uwaga Uwaga. Drodzy pasażerowie, zbliżamy się do lądowania. Proszę zapiąć pasy w celu Waszego bezpieczeństwa. Gdy już wylądujemy proszę spokojnie udawać się do wyjścia. Bagaże będą czekać na lotnisku. Mamy nadzieję ze podróż była udana.”
Rozległ się głos pilota. Uff, już Barcelona. Jestem na miejscu. Adam siedział obok i przyglądał mi się. Myślał ze tego nie widzę. W reku dalej trzymałam list od Macka. Adam co chwila na niego zerkał bo było widać pięknie zaadresowaną kopertę, automatycznie mnie o to zapytał.
-Tak patrzę i patrzę na te pismo i musze przyznać ze ładne. Od przyjaciółki?
-Niestety nie. Ja już chyba nie mam przyjaciółki. Opowiem Ci wszystko wieczorem. –cicho odparłam.
-Dobrze, nie będę naciskał. A gdzie będziesz nocować? Hotel czy ktoś znajomy?
-Szczerze to miałam plan przyjechać tylko na jeden dzień, ale chyba zostanę dłużej. Pewnie hotel, tylko nie orientuję się tutaj za bardzo.
-mam taka propozycję . Mieszkam tutaj sam, także przyjechałem na parę dni-w sprawie pracy. Mam duże mieszkanie Znajdzie się dla Ciebie kąt. –zaproponował mi to tak elegancko
-nie chciałabym robić kłopotu-zastanawiałam się w duchu czy nie przyjąć propozycji.
-To żaden kłopot, mieszkanie jest duże. Jeśli krepujesz się to możesz być na piętrze a ja na parterze. Co Ty na to?
-nie ma problemu.-odparłam i zamknęłam oczy.
Samolot wyładował. Moim oczom ukazał się świat nie do opisania. Pełnia kolorów, błękitne niebo a w oddali widać tylko piękne morze Śródziemne. Marzenie. Zawsze chciałam tu mieszkać. Ale Polska to mój kraj, tam mam rodziców i wszystko co kocham.  Wyszłam powoli z samolotu, bagaże już czekały na zewnątrz. Wzięłam swoja walizkę i poszłam w kierunku wyjścia. Zatrzymało mnie wołanie Adama. Na śmierć o tym zapomniałam.
-Annnnniuuuuuu! Cholera! Anka, poczekaj nie mam kondycji nastolatka.-biegł a za nim taksówkarz który na niego już czekał wcześniej.
-O przepraszam. Zamyśliłam się i zapomniałam o tym ze u Ciebie mam nocować. Wybacz. –odparłam skruszona.
-Wybaczam, a teraz chodźmy.
Wsiadłam do taksówki i pierwsza rzeczą jaką zrobiłam to przykleiłam nos do szyby i podziwiałam widoki. Wielkie budynki, pałace i wąskie uliczki. Mnóstwo ludzi na drodze-oni wcale nie patrzą na to ze coś jedzie- To jest piękne. Dzieciaki wyskakujące z mieszkań, bawiące się w przestępców i policjantów. Zapachy jak nie z tej ziemi. Czułam bazylię z domieszki szafranu i lekka woń cynamonu. Obłęd, totalny obłęd. Już nie dziwię się ze Maciek zakochał się w tym miejscu. Jeszcze chwila i ja to zrobię. W pewnej chwili usłyszałam śmiech.
-hahahaha. Anka co Ty wyprawiasz. Moja młodsza siostra tak robi jak jeździ ze mna po mieście, ale Ty? Taka stara baba?-Dogryzł mi Adam po czym zaczał smiać się jak mały chłopiec, który właśnie pociągnął obiekt swoich westchnien za warkocze.
-Dzięki, stokrotne dzieki za tą stara babe. –odpowiedziałam po czym  odwróciłam się do niego plecami.
-no zartuje przeciez, jesteś bardzo młoda, piekna kobieta. Pełna zycia i uroku. Kwitnącym kwiatem który wypuszcza paki  gdy ma kogo kochac, ale nigdy ich nie chowa bo kto wie kiedy znow pokocha. Jestes jak…-urwał.
-jak co?-zapytałam patrzac mu prosto w oczy
-jak wulkan niespokojny niosący za soba kataklizm, jak sztorm niosący wiele nieszczęść ale tez jak spokojne słonce które daje ukojenie i kwiat…najpiękniejszy kwiat który daje pocieszenie dla oczu, jak muzyka uspokajająca rozdarte serce. Taka jesteś.
-Adam…przestań. –odparłam ze łzami w oczach.
- Nie to ja przepraszam, nie powinienem.
To był dla mnie szok. Dawno takich pięknych słow nie słyszałam. Miło było znowu móc poczuć się dowartościowaną kobieta, ważną dla kogoś i potrzebna dla innych. Chociaż nie mogr narzekać, bo Maciek tyle lat mi dostarczał ciepła i uczucia…ale, ale teraz to już przesłośc. Nas już nie ma. Może warto zakończyć tamten rozdział w życiu a rozpocząć nowy? Ciekawszy i weselszy? Może.  Czas pokorze, nie ma co się śpieszyć z tym, przeciez to co ma przyjść przyjdzie samo, prawda.? No ale cóż. Trzeba czekać. A może brać sprawy w swoje rece? Nie mogę na niczym się teraz skupić, jade z nim w taksówce w milczeniu.Żadne z nas się nie odezwie. Dlaczego? Czy to urazona duma?
Ale po czym? Przeciez nic złego nikt nie powiedział. A może to dla mnie za wiele slów  było jak na jeden raz? Może za szybko to wszystko się potoczyło? Przecież ja go znam tylko pare godzin. Co ja robie. W ciszy pomyślałam sobie „Anka, uspokój się! Co Ty wyprawiasz, jeszcze chwila a wysiądziesz z tego auta i pobiegniesz do mamusi się wyżalic. Przyjmij to co los Ci daje.” Pomogło. Mam nadzieje ze na długo. Wpatrzona byłam w widoki za szyba taksówki, która miała nas dowieźć do celu-mieszkania Adama. Bałam się troche ale co mi tak, można czasem pójść na żywioł.
Ale czy ja? Taka stara baba, jak to On powiedział. Hmmm, jaka stara, jestem kobietą pełną zycia, dwudziesto-sześcio letnią panną która musi w końcu zaszaleć i mieć coś od zycia. Ale czy to pora i miejsce? Przeciez ja tu przyjechałam wyjaśnić pewną sprawe z Mackiem i Dagmara,nie przyjechałam na wakacje… czeka mnie w Polsce praca.Przedszkole funkcjonuje ale ja jestem jego przedstawicielką i mam opiekunka czterech grup mały dzieciaków, nie mogę ot tak sobie ich zostawić.
Niby mam zastępstwo ale to nie to samo. Przyjeżdzam do Polski i zabieram moje małe dzieciaki na wycieczkę. Tak! 

niedziela, 27 listopada 2011

Rozdział II

Podróż samolotem dłużyła mi się niesamowicie. Mimo iż leciałam tylko trzy i pół godziny to mogłoby się wydawać ze lecę cały dzien. Panie  stewardessy przychodziły co chwilkę i pytały czy nie życzę sobie czegoś do picia a może czegoś do jedzenia. Zamówiłam przystawki i lampkę wina. Leciałam pierwsza klasą. Nie narzekałam, Maciek wszystko opłacił. Trzymałam w ręku list od niego i co chwila czytałam go ze łzami w oczach. Zadawałam sobie pytania. „Jak Oni mogli mi to zrobić”, „Moja najlepsza przyjaciółka i mój facet”. „Co ja zrobiłam źle”. Niestety nie znalazłam odpowiedzi.  Czytając po raz setny owy list ktoś trącił moja rękę  a list wypadł mi na podłogę. Gdy chciałam go podnieść już miałam go na kolanach. Spojrzałam wyżej a nade mną stał przystojny brunet z czarno-piwnymi oczyma. Tylko się uśmiechną i poszedł usiąść fotel dalej. Byłam w ciężkim szoku. Chciałam iść, zagadać do niego, także się uśmiechnąć i podziękować za podanie mi listu ale w jednej sekundzie przypomniałam sobie o Maćku, że go nadal kocham-przynajmniej tak mi sie wydawało, przynajmniej chciałam żeby tak było. Chociaż w sumie, skoro On się tam zabawiał  z moja przyjaciółka to czemu ja nie mogę nawiązać nowej znajomości. W głębi serca miałam nadzieję ze nieznajomy jest Polakiem, że łatwo przyjdzie się dogadać. Poszłam na żywioł, wstałam i zwinnym krokiem podeszłam do niego, uśmiechnęłam się a potem… potem poleciało jak z płatka.
-hahaha. No co Ty. Adam, proszę Cie.-hahaha-Śmiałam się jak szalona a w oczach miałam dawno już wygasłe iskry.
-Poważnie Ci mówię, jak byłem mały mama zawsze dawała mi cukierki po to bym jadł obiad. Tak się wycwaniłem żeby mieć więcej cukierków ze przez 16 lat nie jadłem bez ich garści. Do tej pory je mam.-Opowiadał mi to z takim zawzięciem, tak pięknie przy tym się uśmiechał.
-A Twoja mama nadal Ci je daje?
-ymmm, mama zmarłą 2 lata temu gdy urodziła się moja córka-Nicola.-odparł i w tym samym czasie ścisnął paczuszkę która trzymał w dłoni.
-Uhm, przepraszam. Nie sądziłam. Jesteś taki mody, nie wiedziałam ze Twoja mama…
-Nic nie szkodzi, nie miałaś prawa wiedzieć.- odparł z uśmiechem-Już jest lepiej. Mała dużo daje mi życia.
- A gdzie Ona jest? Z Twoją żoną? Właśnie dlaczego nic o niej nie mówisz.-moje zdziwienie nie mogło być ukryte, bo parzyłam cały czas na jego prawą dłoń, na której nie było obrączki.
-Nicole sam wychowuje. Urodziła się w Hiszpanii ale jest Polką.
Mieszkamy razem z moją młodszą siostra  Paulina , hmmmm jest może od Ciebie młodsza o 10 lat. Tak, ma 7 lat.-odprł.
-hahaha, Adamie. Ja nie mam 17 lat, tylko 26. Ale bardzo mi milo. Ooo, to masz bardzo młoda siostrę. A ojciec ? Nie pomaga wam?
-Tata? Nawet go nie pamiętam. Gdy miałem roczek odszedł od nas. Mama wtedy załamała się. 8lat temu wyszła ponownie za mąż. To był złoty człowiek. Pomagał nam we wszystkim, opiekował się mama. Rok temu zmarł.
-przepraszam. Zadaje zbyt dużo pytań.- Zamilkłam i spuściłam wzrok.
-Nic nie szkodzi Aniu. Jeśli chcesz opowiem Ci jak to było.
-Mam czas, opowiadaj.-zadowolona usiadłam tak ze widziałam jego całą twarz. Widziałam jak bardzo przeżywał każde słowo związane ze swoją mama. Powoli wgłębiał mnie w tajemnice rodzinne.
-Gdy mama zmarła 2 lata temu, Nicola przyszła wtedy na świat. Nie zdążyła poznać babci. Karolina, moja była dziewczyna-matka Nicoli zawsze powtarzała mi ze mama zrobiła dla Nicoli miejsce na świecie.
To mnie dobijało bardziej. Drugi mąż mamy-Grzegorz zmarł w tamtym roku w maju, 2 dni przed urodzinami mojej Nicoli i rocznica śmierci mamy-4 maja.
Przechodziliśmy wtedy jakieś kryzysy. Karolina odeszła bo straciłem dobrze płatną prace. Powiedziała ze nie chce Nicoli bo ułoży sobie życie od nowa a dziecko nie jest jej do niczego potrzebne. Zostawiła mi ja. Na początku było mi bardzo ciężko, bo dwie dziewczyny mieć na utrzymaniu a bez pracy. Paulina za rok idzie do Komunii a Nicola do przedszkola. Załamałem się to wiadomością.
Mama urodziła mnie bardzo wcześnie, gdy miała 16 lat. Mój tato, hmmm czy mogę go tak nazwać.? Mniejsza o to, Tomasz-bo tak miał na imię miał wtedy 18 lat. NO nic, stało się. Mama zaszła w ciąże. Urodziłem się, Tomasz pomagał mamie mnie wychowywać a potem uciekł. Nikt nie wie gdzie, nic nie zostawił, żadnej wiadomości. Tak jak mówiłem wcześniej mama wyszła ponownie za mąż za Grzegorza 8 lat temu. Rok po ślubie urodziła się Paulina. Mama miała wtedy 35 lat a ja 21.
Bardzo byłem szczęśliwy. Miałem młodsza siostrę. Potem poznałem Karolinę. Byłem w niej zakochany po uszy, nie opiekowałem się siostra, tylko mój świat to była Karolina. Oświadczyłem się jej bo zaszła w ciąże. Mieliśmy się pobrać, ale Ona to zawsze odkładała. 6 maja mięliśmy jechać z mama i Karolina do szpitala. Na 10 miała termin.
Niestety urodziła wcześniej.
Mama zmarła na zawał gdy poszła po kawę dla mnie i dla siebie. To było straszne. Urodziło mi się dziecko i w tym samym czasie odeszła moja mama która kochałem ponad życie. Bardzo ciężko mi było z tym wszystkim, wtedy straciłem prace i byłem na lodzie.
Był jeszcze Grzegorz, to On opiekował się Pauliną. No ale zmarł rok temu. Zostałem sam z dwiema kobietami w domu. Kocham je bardzo ale czasem nie daje sobie rady. Teraz mamy styczeń 2010 więc za 4 miesiące moja panna będzie miała 3 latka.
-Jak ten czas szybko leci, niesamowite. – odparł po czym odwrócił wzrok po to bym nie widziała łez w jego oczach.
- No a Ty? Jakie jest Twoje życie. Opowiedz.
-Adamie, moje życie nie jest tak  urozmaicone jak Twoje. A z resztą jesteśmy już prawie na lotnisku w Barcelonie, zbliża nam się koniec lotu. –odparłam ze smutkiem
-To nic. Masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór?
-Hmmmm, wprawdzie miałam udać się w jedno miejsce ale mogę zrobić to jutro.
-to świetnie, zabieram Cie do dobrej restauracji i tam na spokojnie pogadamy, dobrze? _zapytał z takim spokojem głosu,że aż mnie ciarki przeszły po całym ciele
-Nie ma problemu- odparłam z uśmiechem.


sobota, 26 listopada 2011

Rozdział I

Był chyba poranek, gdy po przebudzeniu zorientowałam się iż nie jestem u siebie w mieszkaniu. Otworzyłam szerzej oczy i ukazał mi się silnie zbudowany mężczyzna, którego nie mogłam sobie skojarzyć. Patrzyłam na niego jak na jakiś wyjątkowy okaz, mierzyłam od góry do dołu jego zgrabną sylwetkę. Był spełnieniem marzeń każdej kobiety.
Szatyn z tęczówkami czarno piwnymi oczyma . Stało przede mną 187cm mężczyzny, który trzymał w dłoniach zaparzona kawę. Nie mogłam sobie przypomnieć, kim on jest ani jak się znalazłam w nieswoim mieszkaniu. Sięgałam pamięcią wstecz, niestety była tylko pustka.
Bałam się, że może przesadziłam z alkoholem i zaszalałam tak jak to często bywało. Ale moje samopoczucie na to nie wskazywało. Nurtowała mnie jedna sprawa, dlaczego ja leżę w jego łóżku i co ja robie w za dużej koszuli i samej bieliźnie. Do tego bez makijażu i w rozczochranych włosach.
Popatrzyłam na zdjęcie stojące za nim i ujrzałam siebie rok temu stojącą właśnie z nim. Tak! To był Maciek! Czemu go od razu nie rozpoznałam?
 Z Maćkiem łączyło nas coś więcej niż przyjaźń.  Znaliśmy się od małego. Moja przyjaciółka Dagmara bardzo się cieszyła gdy widziała mnie tak szczęśliwa jak wtedy gdy miałam przy sobie Maćka. Zastanawiało mnie czasem to dlaczego oni na siebie tak zerkają.
Ale nie wnikałam w to, wierzyłam im ze nic głupiego by nie zrobili. Maciek,  gdy tylko wyjechał do pracy za granicę 2 lata temu kontakt się urwał.
Tęskniłam za nim, widziałam wszędzie jego sylwetkę, czułam zapach moich ulubionych perfum które co roku kupowałam mu na gwiazdkę.  Dagmara bardzo mi pomagała i wspierała. Opiekowała się mną. Niestety potem wyjechała. Wszystko przypominało mi mojego ukochanego-Ta woń goździków i prażonego pieprzu połączonego z jaśminem i cynamonem dawała nieskazitelny zapach kojący nozdrza. Uwielbiałam chodzić w jego rzeczach po domu, robić omlety na śniadanie i zanosić mu je do łóżka, budzić delikatnym muśnięciem w policzek, szykować mu garnitur na ważne spotkania służbowe.
Ale to się skończyło jakiś czas temu. Jeszcze potem pisaliśmy listy. Listy przepełnione zapachem dłoni, rozmazanym atramentem z pióra. Oczekiwałam tych listów z wielkim biciem serca, codziennie sprawdzałam czy aby na pewno nic nie przyszło.
Az pewnego razu dostałam najdłuższy i najbardziej raniący list jaki kiedykolwiek można dostać. Pamiętam ze było to przed dzień mojego wyjazdu do niego, do jego ukochanej Hiszpanii. Niestety po przeczytaniu listy stwierdziłam ze nie pojadę. Stwierdziłam?
A może on mi dał jasno do zrozumienia ze nie jestem mu już potrzebna. Zostały mi w pamięci jego słowa, które napisał mi tak starannie, takim delikatnym charakterem pisma.

       „Anno. Znamy się od małego dziecka. Wiemy o sobie wszystko. Czasem wydaje mi się ze za dużo. Wyjechałem do Hiszpanii bo chciałem pooddychać Świerzym powietrzem, nabrać pewności siebie, odnaleźć się w życiu. Przy Tobie tego nie miałem. Dusiłem się, byłem tylko pionkiem w Twoim życiu. Nie chciałem tego. Pamiętasz jak jeszcze jako małe dzieci składaliśmy sobie przysięgę? Pamiętasz czego dotyczyła? Ja pamiętam, była to najwspanialsza rzecz jaką kiedykolwiek zrobiłem. Obiecaliśmy sobie ze bez względu co by się nie działo, zawsze będziemy razem. Czy to w Polsce czy za granica. Kochałem Cię. Miałem w Twojej osobie przyjaciółkę, dziewczyną moich marzeń i zarazem przyszłą żonę. Wiedziałaś dokładnie ze chciałem założyć z Tobą rodzinę ale Ciebie zawsze to przerastało. Nie naciskałem, myślałem ze dojrzejesz do małżeństwa. Niestety, myliłem się.
        Będąc tu w Hiszpanii wiele sobie uświadomiłem. Mianowicie to że jeśli człowiek w pewnym momencie ucieknie od czegoś to całe życie będzie uciekał. Jeśli nie dokończy tego co zaczął nigdy nie skończy. Dlatego postanowiłem zakończyć naszą znajomość, która przerodziła się w dziwny związek na odległość. Kochana Anno. Wiedz że było mi z tym bardzo ciężko. Wiele dni, tygodni siedziałem sam w pustym mieszkaniu i zastanawiałem się jak Ci to powiedzieć. Pomogła mi w tym Twoje przyjaciółka która poznałaś na obozie we Szwajcarii. Podpisała kontrakt z moją firma i zatrudniłem ją. Sama wiesz jaka jest Dagmara, pełna ciepła i spokoju. Jest to kobieta zdyscyplinowana i poważna. Jest taką jaką mi trzeba. Z konkretnymi planami na przyszłość. Chciałabym abyś wiedziała o tym że się zaręczyliśmy. Nie wiem czy to jest dobry wybór czy nie, ale jestem przekonany ze oboje będziemy razem szczęśliwi.
        Te bilety które Ci wcześniej przysłałem, proszę wyrzuć je. Nie przyjeżdżaj tu, nie wiem czy jestem gotowy na to aby Cię widzieć. Jestem szczęśliwy z Dagmarą i nie psuj nam tego. Wybacz mi moją otwartość na tą sprawę, ale chciałem abyś wiedziała. Anno. Ułóż sobie życie tak jak będziesz chciała. Niestety mnie w nim nie będzie. Nie chce uczestniczyć w Twoim smiesznym życiu. Przepraszam i dziękuję za te wspólnie przezyte 23 lata przyjaźni. 
                                                                                                                                           Twój kochany Maciek. „

Gdy skończyłam czytać ten list, obiecałam sobie ze nigdy więcej nie chce widziec tego człowieka. Ale po rozmowie z moim bratem Mateuszem stawierdziłam jednak,że nie pozwolę siebie tak traktować.
Wzięłam jeden bilet i pojechałam na lotnisko.
Gdy siedziałam już w samolocie, układałam sobie w głowie co mam mu a w szczególności Dagmarze powiedzieć.